środa, 11 maja 2016

3. Robin LaFevers - Mroczny triumf Jego Nadobna Zabójczyni II










Tytuł: Mroczny triumf 
Autor: Robin LaFevers
Seria: Jego Nadobna Zabójczyni
Część: II
Ilość stron: 499
Data wydania: 25 kwietnia 2014
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Tłumaczenie: Dominika Bogucka










    Przyznam, że po lekturze "Posępnej litości" byłam bardzo ciekawa kontynuacji. Zastanawiało mnie to, jak dalej potoczą się losy Ismae i Gavriela. Jednak "Mroczny triumf" przytacza opowieść zupełnie innej osoby, którą mieliśmy okazję poznać wcześniej...

    Sybella, która jest główną bohaterką tej powieści, to bezwzględna zabójczyni. Przeszłość, o której jak się okazuje, nie może zapomnieć, sprawiła, że dziewczyna nie zna litości. Szukając zemsty, znajduje coś o wiele cenniejszego.

    Opis jest krótki - to fakt. Jednak nie potrafię opisać fabuły tej książki, nie zdradzając najważniejszych informacji, bo ten tytuł jest inny niż poprzednia część. Poznajemy w niej mroczniejszą część Bretanii, a także człowieka - w tym wypadku dziewczyny. Jak w "Posępnej litośc"i uważałam Sybellię za obłąkaną, tak po lekturze "Mrocznego triumfu" poznałam przyczynę jej zachowania,a przede wszystkim powagę jej misji. Autorka namieszała w życiu dziewczyny tak bardzo, aż zaczęłam się bać tego, że nie uda jej się wybrnąć z tych wszystkich dziwnych sytuacji. Jednak fabuła rozwija się szybko i wraz z nią wszystkie problemy rozwiązują się. W poprzedniej części najważniejszym wątkiem był polityczny spór, tutaj zaś jest to walka Sybelli ze samą sobą, z tym, co ją tworzy, czyli przeszłością. Problemy bohaterki czasem wręcz przytłaczają, jednak wszystko ratuje wątek miłosny, którego najmniej się spodziewałam. Robin LaFavers nie szczędzi nam opisów walk. Niemal słyszymy szczęk broni, czujemy zapach krwi... Wydanie jak zwykle zachwyca, za co możemy podziękować "Fabryce Słów"!

    Wyobraźnia autorki zaskakuje. Jednak jak "Posępną litość" czytałam z wypiekami na twarzy tak "Mroczny triumf" nie zachwycił mnie tak bardzo. Książka jest dobra, jednak gdyby porównywać obie powieści... Pierwsza część zwycięży. Zabrakło mi tutaj intryg i polityki. Robin LaFevers skupiła się bardziej na samej bohaterce niż na historii, którą przedstawiła nam w pierwszej części. Może niektórym pasuje taka zmiana, jednak mnie w pierwszej części urzekła niebanalna fabuła i tło. Polityka, zabójstwa, spiski... To wszystko sprawiło, że pokochałam serię "Jego Nadobna Zabójczyni". Niestety w tej części tego zabrakło. Tak odłożyłam "Mroczny triumf" na dwa tygodnie, aby nabrać dystansu. Kiedy ochłonęłam, postanowiłam potraktować tę książkę jako osobną, związaną z "Posępną litością" tylko kilkoma bohaterami. I tak w końcu się wkręciłam, zwłaszcza po pojawieniu się Bestii. I od tego momentu byłam w stanie zapomnieć o Ismae.

    Postać Sybelli nie jest intrygująca. Wszystkie jej zachowania uzasadnione są przeszłością, więc główna bohaterka i jednocześnie narratorka nie wyróżniałaby się niczym, gdyby nie pewien istotny szczegół. O tyle istotny, że jest podstawą całej fabuły tej książki. Dziewczyna to silna kobieta, która boi się jednak, że zabijanie jest dla niej czymś więcej niż wymierzaniem sprawiedliwości. Boi się, że sprawia jej to za dużo satysfakcji. Jednak nie przestaje... W końcu jest córką Mortaina. Została wyszkolona w tym samym zakonie co Ismae. Ojciec, który ją wychował, jest bezwzględnym i okrutnym człowiekiem. Skrzywdził ją tyle razy... A ona pragnie zemsty i uparcie do niej dąży.

" Nie przybyłam do zakonu Świętego Mortaina całkiem niewinna. Miałam już wtedy za sobą trzy trupy i dwóch kochanków. Mimo to mogłam się tam nauczyć wielu rzeczy : od siostry Serafiny stosowania trucizny, od siostry Thominy posługiwania się ostrzem, a od siostry Arnette - niczym map konstelacji gwiazd - umiejscowienia najwrażliwszych punktów na ciele mężczyzny, w które można wbić ostrze z najlepszym skutkiem."

    "Mroczny triumf" to powieść, która spokojnie nadaje się na bezsenne wieczory. Jest przyjemna, pozwala odpocząć i zanurzyć się w historii Sybelli. Fabuła jest wciągająca, a styl autorki ciekawy i dojrzały. Wiele zwrotów akcji sprawia, że książkę czyta się szybko, jednak tak jak już mówiłam - moje serce zostaje przy "Posępnej litości". Znajdziecie tu wiarę, oddanie, miłość, ale też okrucieństwo, walki i morze krwi. Robin LaFevers nie rozczarowuje, daje nam ponownie przeżyć przygody u boku cór Śmierci. "Mroczy triumf" to osobliwe podejście do najgorszych chwil w życiu człowieka, do momentów, kiedy ogarnia nas mrok i niepohamowanej potrzeby odgonienia go.

"Zemsta jest słodka"

Moja ocena: 7,5/10

Aelin 11 maj 2016

wtorek, 10 maja 2016

2. Robin LaFevers - Posępna litość Jego Nadobna Zabójczyni I












Tytuł: Posępna litość
Autor: Robin LaFevers
Seria: Jego Nadobna Zabójczyni
Część: I
Ilość stron: 560
Data wydania: 20 września 2013
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Tłumaczenie: Dominika Wiśniewska









    Tajemnice, intrygujące każdego... Kłamstwa, nie obce człowiekowi... Żądza, która przemawia przez nas od zalania dziejów...  Zdrada, mogąca dotknąć każdego...

    Posępna litość to jedna z tych książek, które okazały się dla mnie wielkim zaskoczeniem. Jak nigdy zwlekałam z jej kupnem, aż nie trafiłam na promocję. Nie wiem, dlaczego tyle zwlekałam, Może to przez obawę przed nowym, nieznanym autorem? Jednak ciekawość jak zwykle zwyciężyła i w tym przypadku wyszło mi to na dobre.

    W lutym bieżącego roku postanowiłam dać tej powieści szansę. W końcu opis zachęcał i intrygował. Tak weszłam w świat Ismae, siedemnastoletniej dziewczyny nękanej przez ojca i naznaczonej piętnem przez samego boga śmierci - Mortaina. To dzięki niemu Ismae zostaje uwolniona od okrutnego ojca i trafia do zakonu Świętego Mortaina, gdzie uczy się sporządzać trucizny, zabijać na wiele sposobów i uwodzić. Po latach nauki dostaje pierwszą poważną misję u boku przystojnego i intrygującego Duvala. Jako assassin, może uchronić ludzi przed zdradą. Jednakże, aby tego dokonać, musi zabijać...

    "Noszę ciemnoczerwone piętno, biegnące od lewego ramienia po prawe biodro, ślad po truciźnie, którą matka dostała od znachorki, by pozbyć się mnie ze swojego łona. Według znachorki, fakt, że przeżyłam, to nie żaden cud, a znak, że zostałam poczęta przez samego boga śmierci."
    
    Posępna litość to powieść, dzięki której po raz pierwszy zetknęłam się z połączeniem dwóch gatunków - fantasy i historii. Na jej kartach obok postaci fikcyjnych takich jak Ismae, Sybella , występują postacie historyczne - Anna, d'Albert czy Madame Dinan. Klimat średniowiecznej Bretanii autorka uzyskała dzięki specyficznemu językowi oraz barwnym opisom. Głównym atutem tej książki  jest właśnie świat przedstawiony, który zaraz obok postaci decyduje o tym, że ten tytuł podbił moje serducho.  Wątki, które LaFevers umiejętnie ze sobą splata, nie przytłaczają czytelnika, a tylko wzmagają jego ciekawość.  Jak w każdej powieści młodzieżowej znajdujemy tutaj wątek miłosny, lecz zdecydowanie to nie on gra w Posępnej litości pierwsze skrzypce. Najważniejsza jest polityka, spory, zdrady i tajemnice związane z otoczką stworzoną przez autorkę. To książka, w której intryga goni intrygę. Na kartach tej historii przewijają się nie tylko specyficzne nazwy trucizn, lecz także nazwy broni, które umożliwiają nam jeszcze bardziej zagłębić się w powieść.

    Co do samych bohaterów... Są oni wykreowani w sposób umiejętny i ciekawy. Zdecydowanie nie wolno nazwać ich typowymi. Oczywiście, jak w każdej powieści, tutaj też mamy do czynienia z tymi złymi i tymi dobrymi, lecz każda postać przewijająca się na kartach Posępnej litości ma w sobie coś, co ją wyróżnia.
    Ismae jako główna bohaterka przedstawiona nam jest w sposób szczegółowy. Poprzez pierwszoosobową narrację oczami córki boga śmierci, poznajemy jej myśli, emocję i lęki. Pozwala nam ona na utożsamienie się z dziewczyną, czego zdecydowanie zabrakło mi w Dworze cierni i róż, który niedawno recenzowałam. Mimo takiej narracji wszystkie wątki przedstawione są w sposób przemyślany, co tylko pokazuje, że Robin LaFevers to nieprzypadkowa autorka, której się poszczęściło, a kobieta z talentem. Uwielbiam nietuzinkowych, a przede wszystkim silnych bohaterów, więc Ismae pod tym względem spełniła moje oczekiwania doskonale. Nie chcąc zdradzać szczegółów, jestem zmuszona napisać tylko tyle - mamy tu do czynienia z kobietą, która wszystkie swoje cierpienia zamienia w siłę.
    Postać, która podbiła moje serce to Gavriel Duval, z którym Isame, chcąc nie chcąc, musiała związać los. Na jej miejscu nie miałabym nic przeciwko. Duval to mężczyzna pełen determinacji, troski i woli walki. Oddał się w ręce świętego Camulosa, patrona bitew i żołnierzy. Postać Gavriela ukazuje, jak wiele człowiek potrafi od siebie dać i ile poświęcić w obronie osób, które się kocha. Jest męską wersją Ismae - może dlatego na samym początku nie potrafią się dogadać. Nic nie zmieni jednak faktu, że to właśnie przez niego musiałam dokonać małych zmian w mojej liście mężów, bijąc na głowę Sylviana z serii Wybrani.

    Czasami zastanawiam się, skąd autorzy czerpią pomysły. Świat Posępnej litości oczarował mnie i sprawił, że chciałam dosłownie wejść w książkę, aby zacząć życie w XV wiecznej Bretanii. Może by mi się poszczęściło i byłabym córką Mortaina? ( Co niektórzy uważają za nieszczęście, no ale...)
Motyw wiary w tej książce zawładną mym umysłem. Ja naprawdę chciałabym tak żyć. Mimo że w fantasy często pojawia się wymyślona wiara (najczęściej politeizm), to ta koncepcja jest jak na razie moją ulubioną.

    





    Na uwagę zasługuje również sposób wydania Posępnej litości. Wydawnictwo "Fabryka Słów'' wybrało dobrze, niewiele zmieniając wygląd okładki. W środku dodatkowo znajdziemy mapkę oraz opis postaci, co według mnie jest świetnym rozwiązaniem. Sam początek rozdziału doskonale oddaje klimat powieści. Mamy tam ozdobniki, które przypominają mi księgi przepisywane przez księży w zakonach. Dodam też, że na końcu książki znajduje się zapowiedź kolejnej części, którą już przeczytałam, a jej recenzja pojawi się zaraz po tej.


    Podsumowując, powieść Posępna litość pióra Robin LaFevers jest jedną z tych książek, które wsysają czytelnika. Kryje w sobie wiele tajemnic, zdrad... Jest mroczna, porywająca i bardzo wciągająca. Trzyma w napięciu do ostatniego rozdziału. Porywa i trzyma w niewoli. Żałuję, że tak późno ją zakupiłam. Postacie wydają się żywe, nie są wyidealizowane, więc każdy może się utożsamić z jedną z nich. Po ostatnich słowach pragniesz więcej Ismae, Gavriela, Mortaina, d'Alberta... Klimat pochłonie cię... Zostaniesz wplątany w tajemnicę i skomplikowaną politykę, wraz z bohaterami staniesz przed ważnymi wyborami, aby pod koniec zamknąć książkę i poczuć TO. Poczuć, że zostałeś naznaczony piętnem.

Moja ocena : 10/10

" Po co być owcą, skoro można być wilkiem."





Aelin 10 maj 2016


niedziela, 8 maja 2016

1. Sarah J. Mass - Dwór cierni i róż










Tytuł: Dwór cierni i róż (A Court Of Thorns And Roses)
Autor: Sarah J. Mass
Ilość stron: 524
Data wydania: 27 kwietnia 2016
Wydawnictwo: Uroboros
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński










    Jestem świeżo po zakończeniu lektury Dworu cierni i róż pióra Sarah J. Mass, z którą pierwszy zetknęłam się jakieś dwa lata temu, kiedy to do moich łapek dostał się Szklany tron. Nie ukrywam, że gdy tylko zobaczyłam ACOTAR w preorderze zamówiłam ją od razu. Był to totalny zakup w ciemno, nie czytałam recenzji, polegałam na samym opisie i autorce. Czy zawiodłam się? Czy żałuję? Zdecydowanie nie! Zapraszam do lektury mojej recenzji.

    Świat, który podzielony jest murem na ziemię ludzi i Fae nie jest lekki dla śmiertelników, a Feyra  przekonała się o tym na własnej skórze. Jest dziewiętnastoletnią dziewczyną, żyjącą w niewielkiej chatce wraz z dwoma siostrami i ojcem - kaleką. Na łożu śmierci obiecała matce opiekować się rodziną, co stało się jej celem, kiedy zbankrutowali i zostali zmuszeni do zmiany swojego życia. Z rezydencji przenieśli się do chaty, przez brak pieniędzy głodowali i żyli w nędzy... Feyra związana obietnicą zaczęła polować, aby utrzymać rodzinę przy życiu. Pewnego zimowego dnia, dziewczyna zapuszczając się niebezpiecznie daleko w las podczas poszukiwania zwierzyny, zauważa łanię. Zaraz później pojawia się wilk. Mając świadomość tego, że zwierze może okazać się Fae, dziewczyna zabija je jesionową strzałą - bez żalu, przepełniona nienawiścią. Nie mogła wiedzieć, że ta decyzja zmieni jej życie na zawsze, że przez to zostanie wplątana w intrygę. Wkrótce w drzwiach jej chaty staje złowroga bestia - pochodzący z wysokiego rodu Tamlin. Żąda zadośćuczynienia za zabicie jego przyjaciela. Feyra ma wybór - śmierć w nierównej walce lub udanie się z chłopakiem do Prythianu, krainy zamieszkałej przez Fae i zostanie tam do końca swoich dni. 
    Pozornie dzieli ich wszystko, lecz w praktyce okazuje się inaczej. Nienawiść - uczucie tak silne jest praktycznie niemożliwe do zwalczenia. Czy Feyra pogodzi się ze swoim losem? Czy będzie w stanie pokonać swój strach i niechęć?

    Mamy tutaj do czynienia z połączeniem baśni pt. "Piękna i Bestia" oraz świata nieśmiertelnych i niebezpiecznych istot. Mimo że każdy zna utwór, na którym bazowano tę powieść, pomysł Sarah J. Mass zaskakuje. Wątki, które są delikatnie i umiejętnie przeplatane nie przytłaczają. Zaś bohaterowie! Każdy z nich intryguje nas swoją historią, którą poznajemy powoli na kartach książki. Jednak czuję pewien niedosyt. Feyra, mimo tego, że jest główną bohaterką, była dla mnie najmniej ciekawą postacią. Ogólnie wszyscy ludzie, występujący w tej historii zdają się zbyt prości w porównaniu do Fae, których dzieje są niesamowicie rozwinięte i tworzą doskonałe tło dla powieści. Sama główna bohaterka jest jedną z postaci, które mają niewykorzystany potencjał i choć pod koniec zdenerwowała mnie jej głupota (ta zagadka była TAK PROSTA!). Podoba mi się, że nie jest kolejną dziewczyną użalającą się przez całą książkę nad swoim losem, więc mam nadzieję, że w kolejnej części nie straci swojej hardości i humoru.
    Moje serce podbiło kilka postaci: Lucian, Rhysand, Amarantha i Tamlin. Każdy z nich to Fae.
Zacznę od Luciana, który jest "posłańcem" Tamlina. Jego poczucie humoru i próby maskowania niechęci do Feyry wywoływały lekki uśmiech na mojej twarzy. Historia, która kryje się za tą postacią, jest tragiczna, lecz nadaje mu wyrazu i uzasadnia wszystkie jego wybryki. 
    Przejdźmy do Rhysanda... Księcia Dworu Nocy...Nie mogę powiedzieć, że od początku go lubiłam, ponieważ moje serce biło i bije nadal dla Tamlina. Jednak kiedy spotykamy się z nim ponownie i powoli go poznajemy... Zauważamy, że to kolejna intrygująca postać, która niestety jest tylko tą drugoplanową. Jego tajemniczość, mroczność, a przede wszystkim urok opisany w tej książce podbił moje serce. Kiedy skończyłam Dwór cierni i róż od razu przeczytałam opis kontynuacji. Cieszę się więc, że będzie w niej więcej Rhysanda! 
    Amarantha to czarny charakter w tej powieści.  Z niesamowitym tłem. Wojowniczka, która znienawidziła ludzi przez historię z jej siostrą Clythią. Nie będę kłamała - nienawidzę ją całym moim sercem i bardzo cieszą się z obrotu spraw, jednak jest to zdecydowanie postać warta uwagi, obok której nie można przejść obojętnie. 
     Tamlin... Nie wiem, dlaczego wiele osób go nie lubi. Może dlatego, że zostajemy zasypywani wręcz Tamem. Jednak nie można się za to złościć, w końcu to jedna z najważniejszych postaci. I jak pod koniec książki, jego blask przygasa, tak na samym początku zostałam wręcz nim oślepiona.

    To jak Sarah. J. Mass napisała swoją powieść, było jak dla mnie dobrym wyborem. Widać w niej umiejętności autorki oraz to jak bardzo przyłożyła się do powieści. Tym razem nie zauważyłam niedociągnięć tak jak w Szklanym tronie, Wszystko łączyło się ze sobą w logiczną całość, grało ze sobą idealnie. Opisy, które zastosowała, nadały klimatu i sprawiły, że Prythian stał się w mojej głowie niemal rzeczywistym obrazem. Zostałam wessana w historię tak bardzo, że poczułam aż lekkiego kaca książkowego, gdy przeczytałam ostatnie słowa.

    Och te ostatnie słowa, to głównie one zasiały we mnie niepewność dotyczącą kolejnej części. Feyra po tym wszystkim, co przeszła przestała być tak twarda, można by wręcz powiedzieć, że załamała się po prostu dziewczyna - trudno się nie zdziwić. Mam obawy, że dziewczyna będzie taką kaleką życiową, w jaką przeistaczają się niektóre bohaterki innych książek. Błagam, nie psujcie Feyry! 

    Podsumowując, Sarah J. Mass po raz kolejny stworzyła powieść, w której aż kipi od magii, tajemnicy, namiętności, baśniowości i strachu. Czytając, wchodzimy do świata pełnego mroku i tajemnic, do świata, z którego nie chcemy wyjść. Przeżywamy wszystko wraz z Feyrą. Książka jest pełna akcji, nie mam momentu, w którym nie dzieje się nic. Pędzimy, przerzucamy kolejne strony, aby z uśmiechem i w moim przypadku łzami w oczach przeczytać ostatnie zdanie. Nie spodziewamy się wydarzeń, które następują po sobie. Czasami jednak, gdy rozwiązanie zaświta nam w głowie, nie mamy czasu, aby się nad nim zastanowić, ponieważ autorka wrzuca nas w wir wydarzeń, przez które zapominamy o naszych podejrzeniach. Dwór cierni i róż hipnotyzuje, zatrzaskuje nas w swoich objęciach i nie pozwala uciec. Polecam tę książkę każdemu, kto chce oderwać się od rzeczywistości, każdemu, kto ma dość banalnych rozwiązań, każdemu, kto uwielbia zanurzyć się w fantastykę i stracić przez nią wiele godzin. Czeka Cię sprawdzian? Sesja? A może po prostu czekasz na kogoś? Jeśli tak, nie sięgaj po tę książkę, póki nie załatwisz tych wszystkich spraw, ponieważ Dwór cierni i róż porwie cię do Prythianu i nie wypuści, dopóki nie przeczytasz ostatniej kropki.

Moja ocena: 9/10

"I choć każdy cios mój góry kruszyć by pozwolił,
Gdy zabijam, robię to bardzo powoli..."


Aelin 8 maj 2016