piątek, 28 października 2016

Book Haul #1



   Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować zupełnie co innego, niż recenzja. Zapraszam Was na Book Haul!


   Oto moje zakupy, które zrobiłam w październiku. Nie mogłam przejść obojętnie obok premiery nowego Harr'ego Pottera, "Prawdodziejki", "Mimo twoich łez" czy dodruku "Króla Kruków"! "Szóstka Wron" w promocji z Kartą Empik? "Chemia Śmierci" za 9,99? Jak można było z tego nie skorzystać! Cztery paczki, a tyle radości.



1)  Susan Dennard - "Prawdodziejka"





   Przyznam się bez bicia, "Prawdodziejkę" kupiłam w ciemno, bez czytania opisu. Widząc pochlebną recenzję Sarah J. Mass postanowiłam od razu dokonać zakupu. Dopiero potem obejrzałam filmik u "Book Reviews by Anita" i nie pożałowałam. Gdy tylko dostałam zaproszenie do odbioru zamówienia, pobiegłam w podskokach. Panie i Panowie, to właśnie ta książka wyleczyła mnie z kaca książkowego! Jej recenzja powinna pojawić się niebawem.









2) Simon Becektt - "Chemia Śmierci"





Tę książkę poleciła mi koleżanka, a wiem o niej tylko tyle ile mówi czytelnikowi opis. Podobno książka trzyma w napięciu, a opisy są bardzo żywe i działają na wyobraźnię. Uwielbiam takie thrillery i bohaterów, którzy wykonują ciekawe zawody. Główna postać jest bowiem antropologiem sądowym. No i do tego ta cena! 9,99 !!!

"Już po trzydziestu sekundach przechodzi cię dreszcz. Po minucie masz serce w gardle. A kiedy kończysz czytać, dziękujesz Bogu, że to tylko powieść."






3) Legih Bardugo - Szóstka wron


      Kolejna przeceniona książka, chociaż kupiłabym ją nawet za jej normalną cenę. Skorzystałam z okazji i do zamówionej "Prawdodziejki" dopchnęłam "Szóstkę wron" oraz "Chemię śmierci" dopełniłam wszystko "Demonologami" i poczułam radość! Leigh Bardugo napisała jedną z ciekawszych i egzotyczniejszych trylogii jaką czytałam, a mianowicie Trylogię Girszy. Była to jedna z tych nielicznych serii, które przeczytałam podczas kaca książkowego w czasie trwania wakacji. I nie mogłam się w nią niestety dostatecznie wczuć, ale i tak poczułam tę magię płynącą z owej trylogii. Po tym mam bardzo duże wymagania względem "Szóstki wron" i nie mogę doczekać się kiedy ją przeczytam! Przede mną Harry Potter, a później Szósteczka. Wydanie tej powieści zasługuje na kilka słów, ponieważ jak wiadać na zamieszczonym niżej zdjęciu jest ona wydana genialnie. Czarne brzegi i czerwona wstążeczka służąca jako zakładka. GE-NIAL-NE. Zdecydowanie w moim guście!



4) J.K.Rowling, Jack Thorne, John Tiffany - "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"



   Wielka premiera, zamieszanie z przesyłkami... Chcąc odebrać moją paczkę z "Prawdodziejką" musiałam czekać, aż sprzedawca sprawdzi co zamówiłam. Za żadne skarby nie można było im sprzedać Harry'ego Pottera przed czasem. Inaczej ponieśli by ogromne koszty, powiedzieli mi to przepraszając za zamieszanie. Kiedy odbierałam go dwa dni później, okazało się, że mój egzemplarz jest uszkodzony. Jednak sprzedawca zauważył to pierwszy i od razu wymienił mi ją, a uszkodzoną schował. Empik... Serio zasługuje na takie hejty, czy tylko u mnie w mieście sprzedawcy są tacy mili? Nie wiem co powiedzieć o Przeklętym Dziecku. Nie chcę się nakręcać, ponieważ słyszałam różne opinię. Cały czas uspokajam się słowami: "To tylko scenariusz, nie jest to Harry Potter jakiego znasz i kochasz." Podchodzę do tej książki z dystansem, a przynajmniej taki mam plan.



5) Tarryn Fisher - "Mimo twoich łez"



   Jest to druga część trylogii " Mimo moich win", której pierwszą część połknęłam. Niecierpliwie czekałam na tę premierę, ponieważ poprzednia książka mnie zmiażdżyła i nie dawała o sobie zapomnieć. To "Mimo moich win" wywołało u mnie tak ogromnego kaca. Wiem, że nie jest to wybitna powieść, jednak poruszyła mnie dogłębnie i wciągnęła w swój świat nie chcąc wypuścić. W tym miesiącu książki, które zamówiłam to historie, które chcę jak najszybciej poznać. TERAZ! JUŻ! Nie mogę się doczekać czasu spędzonego z tym tytułem!






6) Maggie Stiefvater - "Król Kruków"






   To książka, na którą czekałam dobry rok. Nie była dostępna, aż w końcu doczekałam się dodruku. Kochane wydawnictwo Uroboros <3 Część pierwsza została rzucona na sprzedaż dzień przed podaną premierą, gdy tylko to zobaczyłam, zrobiłam kolejne zamówienie i potwierdziłam je natychmiast. Następnego dnia odświeżałam stronę z niecierpliwością, pozostałe dwa tomy zamówiłam już razem, teraz czekam, aż przyjdą. I tak mamy następną książkę, którą muszę jak najszybciej przeczytać. A czasu tak mało...






7) Geralt Brittle - "Demonolodzy. Ed i Lorranie Warren"







   Interesuje się zjawiskami paranormalnymi, więc to oczywiste, że musiałam zakupić ten tytuł. Jestem nastawiona na dreszcz emocji i strach. Przeczytałam pierwszy rozdział i nie poczułam nic... Może później się rozkręci? Nie mam pojęcia, aczkolwiek dam tej książce szansę. Zwłaszcza, że wydarzenia opisane w tej książce stanowiły inspiracje do filmów "Obecność" i "Obecność 2"









    Czytaliście, którąś z powyższych książek? A może macie zamiar? Koniecznie powiedzcie mi o tym w komentarzach!

czwartek, 27 października 2016

6) Stephenie Meyer - Zmierzch











Tytuł: Zmierzch (Twilight)
Autor: Stephenie Meyer
Saga Zmierzch
Ilość stron: 414
Data wydania: 2007 rok
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Tłumaczenie: Joanna Urban








   Trzymając w ręce "Zmierzch" chęć ponownego wgłębienie się w ten świat, tym razem jako trochę starsza osoba, o innym poglądzie na pewne aspekty. Saga "Zmierzch" nieodparcie kojarzy mi się z moimi czytelniczymi początkami i bolą mnie wszechobecne hejty na tą historię, która co prawda nie jest doskonała, ale również nie taka tragiczna jak malują ją inni. Nie przeczytałam tej książki ponownie, ponieważ chciałam zachować sobie obraz tego, jak ją odbierałam dobre siedem lat temu, a byłam wtedy jeszcze dzieckiem. Dzisiejsza recenzja będzie trochę inna, ponieważ będzie ona opisem emocji dziewięciolatki jaką wtedy byłam oraz obecnym spojrzeniem na bohaterów i wydarzenia rozgrywające się w "Zmierzchu"

   Pamiętam jak czytałam ją z zapartym tchem, jak fascynowała mnie więź pomiędzy bohaterami. Zakazana miłość, problemy, dorastanie, wampiry... Byłam zaczarowana. W tej historii nie dostrzegałam, żadnych wad, podkreślam ŻADNYCH. Zmusiłam nawet moją ciocię do przeczytania tej książki, ona także nie narzekała. Czterdziestoletnia kobieta czytała "Zmierzch" i uważała go za dobry, więc dlaczego obecnie słyszymy na tę książkę tyle negatywnych opinii? Myślę, że to ze względu na rozwój literatury. Obecnie mamy do wyboru od koloru historii o wampirach, zakazanej miłości i dojrzewaniu - wtedy ta książka była czymś innym, więc nikt nie mógł porównać jej do innego tytułu. Ona była i stała się światowym megabestsellerem to coś oznacza, prawda?

    Bohaterowie, których obecnie uważam za typowych i bardzo przewidywalnych, wtedy zachwycali mnie swoją prawdziwością. Nie dostrzegałam wymuszonych reakcji Belli i jej denerwującego sposobu bycia. Edward był idealny, dzięki swojej tajemniczości. Żadna z postaci nie wydawała mi się wtedy płaska i jakby za bardzo zaplanowana. Wszystkie ich reakcje obecnie są dla mnie przewidywalne.

   Co do samej historii i wątku miłosnego, tutaj muszę przyznać rację hejterom - przewidywalna, przesłodzona i czasami nudnawa. Nic więcej nie mogę o niej napisać, po prostu nie ma o czym i kropka.

   "Zmierzch" pióra Stephenie Mayer stoi dumnie na jednej z moich półek i mimo upływu lat nadal wygląda dobrze. Kiedyś nie rozumiałam sensu okładki, lecz teraz jest to rzecz, która jest bardzo dobrym zwieńczeniem historii. Białe ręce symbolizujące wampira, a w nich czerwone jabłko - człowiek. Wszystko to na tle klasycznej czerni prezentuje się mrocznie i cieszy oko. Dodatkowo tekst napisany jest niemęczącą oka czcionką, a wydawnictwo zadbało o naturę i nie marnując kartek na oddzielanie rozdziałów czystą kartką lub zaczynania go na nowej stronie co jest moim zdaniem wielkim plusem.

   Styl autorki, moim zdaniem, jest dobry i lekki. Spotkałam się z wieloma książkami, które napisane były beznadziejnie. Tutaj jakość przewyższa nad treścią. Czy to dobrze? Można by było o tym podyskutować do czego zapraszam w sekcji komentarzy!

   Podsumowując, "Zmierzch" nie jest książką ani koszmarną ani wspaniałą. Jest czymś pomiędzy, czymś dobrym. Bohaterowie mogą denerwować, lecz historia, moim zdaniem, nie jest koszmarna, czasami wręcz ciekawa. Nie rozumiem ogromnej fali negatywnych opinii. To prawda,"Zmierzch" nie jest doskonałą książką, lecz moim zdaniem niektórzy zapominają w jakich czasach dla literatury młodzieżowej została ona napisana i, że owe czasy różnią się od tych obecnych, w których zakazana miłość to chleb powszedni.

"Śmierć jest łatwa, prosta, życie jest trudniejsze."



Moja ocena: 5/10




Aelin, 27 paździenika 2016

5) Michael Grant - Posłaniec Strachu









Tytuł: Posłaniec Strachu ( Messenger Of Fear)
Autor: Michael Grant
Cykl: Posłaniec Strachu
Ilość stron: 448
Data wydania: październik 2015
Wydawnictwo: Jaguar
Tłumaczenie: Natalia Mętrak-Ruda









   "Posłaniec Strachu" to książka autorstwa Michaela Granta, autora znanego przede wszystkim z serii GONE, której nie przeczytałam. Próbowałam to zrobić, jednak nie przebrnęłam dosłownie przez pierwszą stronę. Kupiłam ją nie patrząc na autora, sam tytuł i opis wywarł na mnie wrażenie. Pomyślałam: "może jednak warto zaryzykować?" I to ryzyko było wielkie, ponieważ zapłaciłam za tę książkę sporo, a patrząc z perspektywy GONE nie wróżyłam sobie powodzenia. Stwierdziłam, że najwyżej oddam ją do biblioteki, jednak po przeczytaniu z uśmiechem odłożyłam ją na półkę. Panie Grant, gratuluje wymyślenia czegoś innego i ciekawego!

   Książka opowiada o dziewczynie, która budzi się pośród żółtej mgły i nie pamięta nic oprócz swojego imienia brzmiącego Mara. Spotyka ona tytułowego Posłańca Strachu, który pokazuje jej samobójstwo pewnej dziewczyny - Samanthy Early oraz inne mroczne sceny. Następnie przedstawia jej się i wyjaśnia przyczyny jej amnezji i obecnego położenia. Ponieważ Mara zrobiła coś złego musi ponieść karę, zostanie następczynią Posłańca Śmierci. Jej zadaniem jest przyglądanie się swojemu mentorowi podczas wykonywania pracy i nauczeniu się wszystkiego. Tak rozpoczyna się ta historia.

   "Posłaniec Śmierci" urzekł mnie swoją tematyką. Jeszcze nigdy nie czytałam książki poruszającej w ten sposób motyw winy i kary. Posłaniec Strachu przychodzi do bohaterów, którzy zrobili coś złego. Przykładem kary jest wezwanie Mistrza Gry, który jest zdecydowanie jedną z najstraszniejszych postaci w tej powieści. Proponuje on grę, jeśli wygrasz - idziesz wolny, jeśli nie  musisz zmierzyć się z tym czego obawiasz się najbardziej. Wydaje się to proste, prawda? Otóż wcale takie nie jest. Gra jest sama w sobie przerażająca i nawet jeśli się wygra - będzie nauczką do końca życia. 

   Jak w każdej młodzieżówce, pojawia się tu wątek miłosny. Ten jest jednym z takich, które zapadają na jakiś czas w pamięć. Ciekawy, lecz od początku możemy przewidzieć między kim wystąpi (pewnie już wiecie, prawda?) Jednak nie kończy się tak jak myślimy, a bohaterowie po połowie nie skaczą sobie w ramiona.

   Powieść posiada również przesłanie, które mnie osobiście skłoniło do refleksji na temat mojego postępowania. Jeśli ktoś potrafi wgłębić się w książkę to na pewno znajdzie wiele sytuacji, w których sam brał udział. Pokazuje jak łatwo jest czynić zło i jak niewiele potrzeba by wydarzyła się w naszym życiu jakaś tragedia.

   Wielkim plusem "Posłańca Śmierci" są bohaterowie. Mara nie jest wyidealizowaną postacią, która nie wie czego chce. Jest zdecydowana, nie boi się okazywać uczuć i nie ukrywa strachu. Wręcz przeciwnie, stawia mu czoła i chce go zwalczyć. Tytułowy bohater urzekł mnie tym w jaki sposób został opisany, jest on tak wyraźnie nakreślony, że po pół roku od przeczytania tej książki, nadal go pamiętam. Jest tajemniczy, przez co wciągamy się w historię, chcąc poznać go lepiej. Michael Grant bardzo dobrze to sobie zaplanował. W powieści pojawia się dużo postaci, które zapadają w pamięć. Książkę czytałam, gdzieś w marcu tego roku, a pamiętam minimum osiem postaci, myślę, że to dobry wynik. 

   Styl autora jest zdecydowanie przyjemny, lecz muszę się do czegoś przyczepić. Zabrakło mi w tej książce opisów. Jestem osobą kochającą wyobrażać sobie wszystko to co czyta, wczuwam się w książkę i jej historię, jednak tutaj nie mogłam tego zrobić, bo jak niby mam wyobrazić sobie miejsce, gdzie przebywa Mara oraz Posłaniec skoro nie ma żadnego opisu? Dla mnie to miejsce było czarną, denerwującą dziurą. Przyznam się szczerze, przez to, że nie mogłam wyobrazić sobie scenerii często pomijałam  kilka linijek przechodząc od razu do dialogów. Z drugiej strony mamy tutaj dużo opisu postaci co moim zdaniem jest dobrym zabiegiem, ponieważ bardziej poznajemy motywy ich działań, jednak momentami są one przydługie i po prostu męczą.


   






   Warto też wspomnieć, że w Polskim wydaniu mamy od razu dwie części i dodatek. Pierwsza zatytułowana jest zupełnie tak samo jak książka i jest bardzo dobrym wprowadzeniem do świata wykreowanego przez autora, zaś druga część nosi tytuł "Serce w tatuażach" i przybliża nam pracę Posłańców Strachu. Książkę zwieńcza króciutka część zatytułowana "Wąż", która szczerze powiedziawszy nie zaciekawiła mnie i nie przypadła mi do gustu.




   







   Podsumowując, "Posłaniec Strachu" jest książką dobrą i przyjemną do czytania. Historia w niej zawarta porusza w inny sposób motyw winy i kary, skłania nas do przemyśleń. Nieszablonowość powieści i postacie to jej największe atuty. Trzyma w napięciu, jednak momentami jest przewidywalna, a niektóre opisy zanudzają. Jednak mimo tych wad czyta się ją szybko i zdecydowanie czas spędzony z nią zapamiętuje się jako dobrze spędzone chwile. Jest to inteligenta, wciągająca i zaskakująca lektura idealna na jesienne czy zimowe wieczory.


"Poczucie winy jest pasożytem, robalem, który rośnie i rośnie, karmiąc się każdą sekundą ulotnej radości. Kiedy się śmiejesz, wymierza cios. Kiedy zachwycasz się pięknem, okazujesz czułość, doświadczasz radości - kłuje cię. Przypomina ci, że zrobiłeś coś i nie zasługujesz na szczęście."



Moja ocena: 7/10



Aelin
27 października 2016

poniedziałek, 24 października 2016

4) Collen Hoover - Maybe Someday









Tytuł: Maybe Someday
Autor: Collen Hoover
Cykl: Maybe
Ilość stron: 363 (+15)
Data wydania: 13 maj 2015
Wydawnictwo: Otwarte
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski









   "Maybe Someday" to kolejna powieść, z którą zwlekałam. Bałam się, że to kolejny, typowy romans. Pierwszą książką Collen Hoover, którą przeczytałam było "Hopeless". Uznałam ją za lekką i bardzo wciągającą. Jednak nie zachwycałam się nią zbytnio, była po prostu dobra. Kupując "Maybe Someday" nie spodziewałam się takiej historii. Czytałam ją kilka ładnych miesięcy temu, a jednak nadal ją doskonale pamiętam. Wywarła na mnie niesamowite wrażenie, sprawiła, że zakochałam się w kolejnej książkowej postaci i otworzyła mi oczy na kolejny odcień miłości.

   Zakupiłam ową powieść całkiem w ciemno i tego samego dnia zasiadłam i zatopiłam się w historii, którą Collen Hoover chciała przekazać czytelnikowi. Książki nie odłożyłam dopóki nie przeczytałam ostatniego zdania ze łzami w oczach.

   Pierwsze co musicie wiedzieć o "Maybe Someday" jest to, że to nie tylko książka. To eksperyment, pewnego rodzaju projekt, który autorka przygotowała ze wspaniałym piosenkarzem Griffinem Petersonem, którego głos pokochałam od pierwszego usłyszenia. Stworzyli oni ścieżkę dźwiękową, która towarzyszy historii rozgrywanej na kartach tej powieści. Po zeskanowaniu kodu podanego na jednej z pierwszych stron książki, zostajemy przeniesieni na stronę ze soundtrackiem. Jak sama autorka oraz jej współpracownik napisali : " Najlepiej słuchać piosenek wtedy, gdy ich teksty pojawiają się w książce." To co przygotowali razem, jest cudownym dopełnieniem książki i moim zdaniem bez tych piosenek, czytanie tej historii nie byłoby tak wspaniałym i emocjonującym przeżyciem jakim jest. Muzyka i słowa doskonale oddają ducha tej książki oraz ich głównych bohaterów. Pisząc tę recenzję słucham jeszcze raz tego co dla nas przygotowali i ogarnia mnie chęć ponownego zapoznania się z opowieścią Hoover ( zresztą jak zawszę, gdy myślę o tej książce)

   Powieść pisana jest z dwóch perspektyw: perspektywy Sydney i Ridge'a, czyli głównych bohaterów. On, gra na gitarze, ale jego utworom brakuje tekstów. Ona, ma poukładane, spokojne życie : studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Jednak jak to w życiu bywa - wszystko rozpada się na kawałki w ciągu chwili. Bohaterowie poznają się dość nietypowo. Sydney codziennie słucha jak Ridge gra na gitarze, siedząc na balkonie naprzeciwko. Muzyka ujmuje dziewczynę, więc ta codziennie wychodzi na balkon, aby podsłuchać jak chłopak ćwiczy i pośpiewać do jego utworów. Gdy ten zauważa dziewczynę śpiewającą do jego muzyki, postanawia nawiązać z nią kontakt. Przed codziennym "występem" chłopak pisze na kartce swój numer, pokazuje go dziewczynie, lecz gdy ta nie rusza się z miejsca, dopisuje, że ma do niej pytanie. Po wielu prośbach dziewczyna zgadza się wysłać mu jeden z tekstów, które napisała słuchając tego jak gra. Jednak nagle w życiu dziewczyny zdarza się coś, przez co jest zmuszona wynająć mieszkanie u Ridge'a i tak zaczyna się ich historia.

   Wątek miłosny w tej książce jest od razu zauważalny, wiemy pomiędzy kim nastąpi i spodziewamy się jak będzie przebiegał. Jednak nie wiemy o jednej bardzo ważnej informacji, która wywróci nasze przypuszczenia. To nie jest typowa historia i będę to podkreślała w kółko. Przeczytałam wiele książek w swoim życiu, jednak ta zaskoczyła mnie niesamowicie i stała się jedną z moich ulubionych. Collen Hoover doskonale oddaje uczucia, sprawiając, że i my czujemy to co bohaterowie. Dodatkowo piosenki, o których wspomniałam... Teksty we "właściwej" książce są po angielsku, jednak na końcu polskiego wydania znajdziemy ich tłumaczenie, dla tych, którzy niezbyt znają język angielski. To te teksty odgrywają kluczowe znaczenie, dzięki nim poznajemy prawdziwe uczucia bohaterów.

   Książka opowiada również o tym jak czasami musimy przełożyć czyjeś szczęście nad swoim. Mówi nam o walce, chęci życia, szczęściu, niezłomności i uczuciu, które zdaje się jednocześnie właściwe i niewłaściwe. Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani, prawdziwi. Zakochałam się w Ridge, który jest moim zdaniem najlepiej wykreowaną postacią. Jego niezłomność, troskliwość i inteligencja ujęła mnie i pewnie nie tylko mnie. Dzięki niemu do swojego ideału chłopaka dodałam umiejętność grania na gitarze.

   "Maybe Someday" jest książką chwytającą za serce. Porusza, uczy, bawi. Ostatnie rozdziały czytałam ze łzami w oczach. Jej plusem jest zdecydowanie soundtrack oraz sama historia, którą ma do przekazania. Myślę, że idealnym podsumowaniem jest zdanie, które znajduje się z tyłu książki, a brzmi ono tak: " Maybe Someday to opowieść o ludziach rozdartych między 'może kiedyś', a 'właśnie teraz' , o emocjach ukrytych między słowami i o muzyce, którą czuje się całym ciałem. "



"...ludzie nie wybierają, w kim się zakochują. Mogą jedynie wybrać, kogo dalej będą kochać."


Moja ocena : 10/10



Aelin 24 października 2016